• Z własnego doświadczenia wiem, że nauczyciele za obiady płacą i to płacą więcej niż uczniowie (nie ma różnicy w wielkości porcji) . Wiem także, że jeśli zdarzy się zabrać ową zupę do domu, również za nią płaca. Co więcej, wiem, że niestety niektórzy uczniowie nie szanują darmowych posiłków- wezmą, podziubią, oddadzą rozgrzebane. Rzrzucają jedzenie, marnują, a nie można ich zdyscyplinować czasowym wstrzymaniem, choć na jeden dzień, darmowego obiadu. Za nich też podatnicy płacą. Co proponujesz? Za moich uczniowskich czasów żyli jeszcze ludzie. którzy przeżyli wojnę i mieli doświadczenia.

    Mojej mamie babcia uszyła woreczek na szyję. Kazała zawsze nosić. Dziesięciolatka na podwórku grała w klasy z dyndającym woreczkiem z kartką z imieniem, nazwiskiem, datą urodzenia, imionami rodziców i adresem. Po zabawie wieczorem pomagała swojej mamie wysypywać z innych, większych worków ryż. Zamiast ryżu pakowały suszony chleb. Za dwa dni wysypywały chleb. Do worków szła fasola i groch. A po kilku dniach groch won,- do worków wracał ryż.

    Sowiecka włast’ często wtedy zmieniała zdanie.

    Kadydaci na zesłańców, dla których jeszcze nie podstawiono tiepłuszek, wsłuchiwali się w głos władzy bardzo uważnie.

    W latach środkowego Gierka. Blok z wielkiej płyty, w bloku mieszkanie a w mieszkaniu tapczan.

    Gospodarz się tłumaczy zażenowany. Uchylił tapczan aby wyjąć (chyba?) jakiś album czy coś takiego. Goście zobaczyli foliowe worki z suszonym chlebem.

    Słuchaj, to silniejsze ode mnie. Ja rozumiem, ale tego na rozum się nie da.

    Mama mi mówiła, jak matka tego pana wyła gdy wyrzucano z wagonu zmarłe z głodu dzieci. Nie pytałem się, czy to były jej dzieci a jego rodzeństwo. Potem było – dla nich – 16 lat na Syberii. Wiem na 100%, że za tą zupe nie płaci , a proceder uprawia przez lata. Czynia tak również inni pracownicy.

    Ale na razie w rodzinie popłoch, bo chodza sluchy, że kuchnia od nowego roku szkolnego ma być zlikwidowana i zastąpiona cateringiem. a tu możliwości przekrętów sa znacznie mniejsze. Zawsze się zastanawiam, co powoduje tymi dziećmi. Obiady szkolne nie sa wykwintne, to fakt, ale sama zjadam je (andrzeju- płacąc co miesiąc , do 15 każdego miesiąca kwotę wyższą od tej, którą płacą uczniowie) bez wstrętu, a nawet z niejakim zadowoleniem. A tu? Wybrzydzanie; tego nie, to be, tamto jeszcze gorsze. Po czym danie wraca do kuchni i ląduje gdzieś w zlewkach. I wbrew pozorom, nie są to zawsze te zamożne dzieci, którym rodzice fundują niechciany południowy posiłek. Bardzo często są to dzieci, za które płaci pomoc społeczna. Próbuję uczyć, żeby, jeśli nie chcą czy nie mogą zjeść, podzielili się z kolegą, który chętnie zje większą porcję. Sami na ten pomysł nie wpadną, wolą oddać nadgryziony ledwo kotlet do okienka.

    Niestety, ale plaga kradzieży pracowniczych jest tak wielka, że sprawcy bardzo często nie zdaja sobie sprawy z tego, że łamią prawo, o moralności juz nie wspomnę. Sam tego doświadczyłem w moim warsztacie.

    W domu, odkąd pamiętam, okruszków ze stołu nigdy nie zrzucano na podłogę. Mama nie chowała ryżu czy chleba w tapczanie, ale okruszki chleba zawsze zgarniała do dłoni i zjadała.

    Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba

    Podnoszą z ziemi przez uszanowanie


    votre commentaire


    Suivre le flux RSS des articles de cette rubrique
    Suivre le flux RSS des commentaires de cette rubrique